O prawie do płaczu

Absurdalne, prawda? Prawo do płaczu :) Niby oczywista rzecz, a jednak.... niezbyt. Chyba wszyscy widzieliśmy nie raz jak, uwaga, dziecko dostaje ochrzan za płakanie, jest uspokajane 'nie płacz', upokarzane 'nie maż się', 'nie becz', 'nie bądź beksą', zastraszane 'uspokój się', albo...negowane 'to nie jest powód do płaczu' itp.


No więc dziś o płaczu. Każde dziecko płacze. Bo każde jest istotą ludzką, stworzoną by przeżywać emocje- frustrację,złość, rozczarowania, tęsknotę, niemoc i tysiące pewnie innych powodów. Szczerze? Nawet nie sądziłam, że można dziecku 'zabraniać' płakania. Małe dzieci płaczą, bo mają niedojrzały układ nerwowy, nie potrafią się same uspokoić. Jeżeli to robią, to ponieważ się boją. Bardzo się boją. Tak samo jest z niektórymi 'poradami' o wypłakaniu się czy pozostawienia dziecka samemu- jedne się uspokoją, a na inne nie podziała całkowicie. Wręcz przeciwnie- dopiero wtedy się rozkręcą i będziemy mieć histerię pełną parą, łącznie z wymiotami na ścianie. Dlaczego piszę tu o płaczu? Bo dzieci 'sensoryczne' płaczą więcej. Intensywniej. I mają problem, naprawdę duży problem, z kontrolą własnych emocji. Więc te porady o 'wypłakiwaniu się' , 'uspokój się jak wrócisz' itp całkowicie mogą się nie sprawdzić u naszych sensorycznych dzieci. I co wtedy?


Małe dzieci potrzebują wzorców i przewodników w ich trudnym, pełnym zagadek życiu. Jako rodzic powinniśmy pokazać dziecku w jaki sposób radzić sobie z trudnymi emocjami. Zostawienie w samotności płaczące dziecko czy zastraszanie to pójście na łatwiznę. A łatwe drogi często bywają zwodnicze. Małe dziecko potrzebuje przewodnika, który mu wskaże, w jaki sposób radzić sobie z trudnymi emocjami- np. przytuli, wytłumaczy i powie że 'rozumie'. I naprawdę rozumie, a nie tylko 'rozumie', aby dziecko się uspokoiło. Bo dziecko jest sprytne i naprawdę pozna, kiedy udajemy w swoim 'rozumieniu'. A w ten sposób kroczy się naprawdę niebezpieczną ścieżką.  

Oto moja lista najczęstszych reakcji na płacz dziecka:

'nie płacz'

A dlaczego ma nie płakać? Bo komu to przeszkadza? Rodzicowi? No... to dzieci płaczą, takie jest rodzicielstwo. Dziecko to nie zabawka, która ma przycisk włącz/ wyłącz. A, no i jako rodzic pewnie wiecie, że najlepszym sposobem aby dziecko coś zrobiło jest powiedzenie, aby absolutnie tego nie robiło ;) Mój na komunikat 'nie płacz' reaguje jeszcze większym płaczem z komunikatem ukrytym 'płaczę, no i co mi k.... zrobisz teraz?'. No własnie? No I co teraz? W tyłek, bo płaczesz? Nie tędy droga. To nie jest tak, że dziecku należy pozwalać płakać wszędzie, zawsze .... itd. Oczywiście, nie zawsze jest to nawet możliwe. Ważne, czy ten histeryczny płacz komuś przeszkadza, czy narusza czyjeś granice. Jesteśmy tylko ludźmi i czasem po prostu już nie możemy czegoś znieść, to można powiedzieć spokojnie (tak, to bardzo ważne) ' jak tak płaczesz tyle czasu to mnie już uszy bolą' albo 'Zobacz, ta dziewczynka w wózku śpi. Jak będziesz tak płakał, to się obudzi I będzie bardzo smutna'. Ważne w tym, żeby nie zwalić winy na dziecko. Dawać jasny komunikat <ja> (nadmiar twojego płaczu mi przeszkadza i ja tego nie lubię teraz, bo mam zły dzień i jestem naprawdę zmęczona). Pokazać, jakie konsekwencje może przynieść płacz (np. Obudzenie się śpiącego dziecka).  

'nie bądź beksą'

Oj tak. Nie bądź 'płaczkiem', 'beksą' i 'nie zachowuj się jak dziewczyna'. Szczerze? Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś poprawił na stałe swoje zachowanie przez krytykę. Zmienił się? Pewnie tak, aby zadowolić swojego rodzica/ opiekuna, ale zrobił to kosztem siebie. Kosztem własnego poczucia wartości. Bo małe dziecko jest zależne rodziców i zrobi naprawdę dużo, by ich zadowolić. Ale w końcu to dziecko dorasta i już rodzice idą w odstawkę. I tak, nazywanie dziecka 'beksą' czy chłopca 'dziewczyną' jest krytyką, może niekoniecznie jawną, ale ukrytą. Są to wyrażenia zdecydowanie pejoratywne, o negatywnym znaczeniu. Nikt nie chce być beksą. Poza tym, nazywanie dzieci w ten sposób to nadawanie im 'łatki'. A łatki często powtarzane stają się prawdą... Ba, małe dzieci nam wierzą. Wierzą we wszystko, co im powiemy. Jesteśmy ich wewnętrznym głosem i my kształtujemy ich mniemanie o sobie samych. Jak mówimy,że dziecko jest 'płaczkiem i 'beksą' to dziecko naprawdę wierzy nam, że jest beksą. Co więcej, wtedy czuje się usprawiedliwione do ciągłego płakania, no bo przecież sami im powiedzieliśmy, że są płaczkami. No są, bo tak przecież sami tak o nich mówimy. Więc o co te pretensje?

'to nie jest powód do płaczu'

Nie? No to jaki jest powód do płaczu? I kto o tym decyduje, dorosły? To już nawet to biedne dziecko nie może (nie potrafi?) samo zadecydować, co tak naprawdę jest dla niego powodem do płaczu :) Smutne to. Dziecku i dorosłym czasem się ciężko dogadać, oj bardzo. Bo dorosły ma swój świat, a dziecko swój. I tak jak dziecko nie rozumie, dlaczego dorosły płacze w pewnych sytuacjach, tak dorosły nie rozumie, jak można płakać o coś, o co dziecko płacze (zgubiona zabawka, brak lizaka, nie ten kolor łyżki, brak mamy itp). I tyle. Dla dziecka wszystko może być powodem do płaczu i w porządku. Bo my, rodzice, wiemy, że trzeba zniżyć się do poziomu dziecka i pokazać mu zrozumienie i wsparcie i dopiero wtedy, dając przykład własnym dzieciom, możemy liczyć na to, że kiedyś, w przyszłości, one będą takie same dla nas i dla swoich dzieci.


'O, zobacz, a widziałeś....'

Czyli o odwracaniu uwagi. Jasne, że przy bardzo małych dzieciach to pewnie działa i nie ma w tym nic złego, jeżeli działa. Sama ją nie raz stosowałam. Ale często jest drugie dno tej metody. Starsze dziecko już może nie nabrać się na tą sztuczkę tak łatwo i się jeszcze bardziej zdenerwować. Mnie osobiście naprawdę denerwuje (oj, nie użyłam tutaj bardzo brzydkiego słowa, które właśnie mam na myśli), jak ja się na coś skarżę, a druga osoba po prostu zmienia temat. Dzieci w końcu dorastają i mają często tak samo. Co złego w odwracaniu uwagi? Otóż, dziecko poczuje się NIEZROZUMIANE. Będzie żyło w poczuciu, że jego uczucia są nieważne, nieistotne dla nas. Ono chce się poskarżyć, chce zrozumienia (niekoniecznie pocieszenia!) a my... o czymś innym :) Irytujące, prawda?

'taki chłopak, a płacze'

Płacz jest całkowicie ludzkim odczuciem. Płacz jest emocją, której tłumienie w sobie może przynieść bardzo smutne skutki. A chłopak, o dziwo, to też człowiek. Więc dlaczego chłopakom płakać nie wypada? To bardzo smutne, jeżeli to presja społeczeństwa 'wykorzenia' pewne ludzkie odruchy z chłopców. Czy może to rodzice/babcie chcą mieć idealne dzieci/wnuki, które nie płaczą, nie złoszczą się, nie rzucają po ziemi? Takie dziecko na pokaz. Dziecko, które tylko się śmieje, bawi samo, przesypia noce i z wszystkimi dzieli. Złość i smutek (wyrażany przez płacz) to przecież bardzo ważne uczucia! Małe dzieci nie potrafią ich kontrolować i to rodzice powinni nauczyć ich sobie z nimi radzić, a nie próbować wykorzenić! Nie róbmy z naszych chłopców małych nadludzi, bo oni nie spełnią tych wiecznie wygórowanych wymagań. 

'uspokój się!'

Często wypowiadane w irytacji. Podobne do 'nie płacz', chociaż czasem mówiąc 'nie płacz' po prostu nam smutno, że dziecko płacze i mówimy to automatycznie, mając zamiar je pocieszyć :) 'Uspokój się' jest ostrzejsze, często wypowiedziane dosyć stanowczym tonem, co sugeruje dziecku, jakby robiło coś złego. I jeżeli się uspokaja, to raczej dlatego, że się przestraszyło i czeka na 'ciąg dalszy'. No tak, mamy uspokojone dziecko, ale kosztem wywołania u niego strachu – chyba nie muszę kontynuować dalej?:) Bo o dyscyplinowaniu metodą strachu to ja chyba napiszę innym razem:)

 

NO WIĘC CO ROBIĆ?

A to chyba Wy wiecie najlepiej, jaka droga pasuje Wam i Waszym dzieciom. Ja mogę tylko napisać, co u mnie się sprawdza- otóż tu moja chwilowa recepta na płaczące dziecko:

  • Zniżam się do jego poziomu- staram się złapać kontakt wzrokowy, jeżeli to możliwe. Jeżeli nie, nie nalegam.

  • Staram się nawiązać kontakt dotykowy – czasami przytrzymanie za ramię, coś, co powie mojemu rozregulowanemu dziecku, że 'tu jestem, jakbyś mnie potrzebował'. Zazwyczaj nie potrzebuje i tak, bo jest bardzo na mnie zdenerwowany :P

  • Mówię spokojnie ( to naprawdę ważne) nazywając jego uczucia 'jesteś zdenerwowany, rozczarowany, smutny itp' I podaję przyczynę np.' bo nie mogłeś kupić kolejnego jogurtu'.

  • Tłumaczę, tak, tłumaczę. Jak nie trafia za pierwszym razem, to tłumaczę w inny sposób.

  • Czasem się już tu uspokoi, czasem nie. Jak żadne tłumaczenia na trafiają, to pozwalam się wypłakać. Później pytam 'chcesz jeszcze popłakać?' (szczerze, to po tym pytaniu mój już więcej nie płacze póki co). Jak jest już spokój, to pytam, czy jest już gotowy by zrobić coś innego i tyle.

Wierzę, że każdy z Was znajdzie swój sposób, aby pomóc Waszym dzieciom w regulacji emocji. Nie jest to łatwe, szczególnie u najmłodszych dzieci, z którymi ciężko się komunikować. Czasem metodę wypracowuje się latami. Pamiętajcie o zasadzie, by zawsze być autentycznym. Autentycznie wspierać. Autentycznie rozumieć. Być prawdziwymi rodzicami z krwi i kości, przyznawać sobie prawo do błędu i zmęczenia...i chwil słabości, płaczu. Bo dziecko potrzebuje autentycznie je kochających i wspierających rodziców, a nie niedoścignionych ideałów o wygórowanych wymaganiach.


A, bibliografia.

Niestety nie pamiętam, ale zdecydowanie znajdą się tutaj książki Agnieszki Stein, Jespera Juula, L. Cohena, T. Gordona, M.S. Kurcinka. No i moje własne, życiowe doświadczenie :) A życie dało mi bardzo płaczliwy przypadek :)

Write a comment

Comments: 0