Nauczanie języka obcego dziecka z autyzmem w grupie przedszkolnej

No dobra, stało się.  Zostaliście  przydzieleni do tej grupki, w której jest dziecko... z orzeczeniem o  ASD (Autism Spectrum Disorder).  I co dalej? Jak sprostać wymaganiom i maksymalnie  dostosować metody do pracy z dzieckiem? 

 

W związku z naszą dyskusją i różnymi poradami, jakie się pojawiły, chciałabym przedstawić, które  tak naprawdę będą służyć naszym dzieciom i będą wspierać ich rozwój. 

 

Ostrzegam! Nie ma u  mnie gotowych scenariuszy, są wielkie ogólniki, które są tylko wyznacznikami, propozycjami, jaką  drogą można podążać. Nie ma jednej złotej zasady, bo każde dziecko z ASD jest różne, tak jak każdy neurotypowy człowiek. Poza tym, spektrum autyzmu  jest tak szerokie, że z tą samą diagnozą spotkacie dziecko niekomunikujące się, z którym ciężko złapać kontakt, jak i takie, które nas co chwilę zagaduje i domaga się uwagi- dziwne, prawda?  Prawda jest taka- spotkałeś jedno dziecko z autyzmem, to spotkałeś jedno dziecko z autyzmem. Drugie będzie inne, będzie miało inne potrzeby, inne reakcje, inne zainteresowania (specjalnie nie używam słowa "fiksacje") ;)  Jedno jest pewne- jak już  uczysz trochę, to pewnie spotkałeś niejedno dziecko, które by obecnie miało zdiagnozowane ASD! I nawet o tym nie wiedziałeś- oni są z nami! Jako mali, dorośli, średni...Ile z nich nie ma diagnozy, bo rodzic nie chce, to też inna sprawa. 

im rozpoczniesz  przygodę z dzieckiem z autyzmem, pamiętaj o kilku sprawach:

NIE JESTEŚ TERAPEUTĄ! 

Nie masz do tego prawdopodobnie kwalifikacji, więc nie musisz wiedzieć wszystkiego i uważać, że poradzisz sobie w każdej sytuacji.  Nie obwiniaj ani siebie, ani dziecka za niepowodzenia! Jego zachowania nie odbieraj personalnie ("pewnie mnie nie  polubił", "nie nadaję się do tej pracy", "pewnie za głupią zabawę przygotowałam", itp., ani też nie obwiniaj dziecka czy jego rodziców ("jaki on niegrzeczny", "są dla niego państwo zbyt pobłażliwi", itp.)

 TO dziecko przeszło wiele, gwarantuję Ci!

Podczas gdy inne dzieci beztrosko bawiło się autkami lub lalkami, ono głowiło się, jak odnaleźć się w tym świecie i nie zwariować. I zamiast móc kręcić kołkami przez pół dnia, bo to mu dawało błogie poczucie bezpieczeństwa, musiało być ciągane po gabinetach terapeutycznych przez kilka ładnych lat.  Wbrew sobie. A jego rodzice? Pewnie ich życie osobiste padło i co dzień walczą o lepsze funkcjonowanie swojego dziecka. NIE OCENIAJ ICH i NIE POUCZAJ. Współpracuj. Oni przeżyli z nim kilka ładnych lat ;)

Przeczytaj IPET!

Bo jeżeli dziecko ma orzeczenie, to musi mieć ten dokument. No musi. Tam powinny być zalecenia, metody pracy z dzieckiem, jak sobie radzić w różnych sytuacjach. Jak go przeczytasz, będziesz wiedzieć, jak dobrać zabawy do możliwości dziecka.  Taka idylla- ciekawe, czy te IPETy macie ;) A jak już są, to czy tak naprawdę są dostosowane pod dziecko, czy może wszystkie dzieci mają takie same- już nie takie kwiatki widziałam. IPET= Indywidualny Plan Edukacyjno- Terapeutyczny, a niektórzy słowo "indywidualny" traktują jako "indywidualne kopiuj-wklej". 

Porozmawiaj z rodzicami i nauczycielem wspomagającym!

Oj, rodzice na pewno się ucieszą. Dziecko jest na kształceniu  SPECJALNYM- czyli, powinno być  też tak traktowane. A kto  Ciebie bardziej o dziecku poinformuje niż sam rodzic? Zapytaj  o ewentualne problemy i jak sobie z nimi radzić. Te kwestie musiały być poruszone z terapeutami/ psychologiem/ nauczycielem wspomagającym. Nadal czujesz się niepewnie? Poproś o obserwowanie  innych zajęć, aby zobaczyć jak inny nauczyciel i dziecko pracują. Nie wyobrażam sobie odmowy.

 Zapytaj o to, czym interesuje się dziecko!

Poproś dyrekcję o sfinansowanie nagród dla dziecka. Chwal i nagradzaj dziecko często.  Nawet to, że weźmie udział w tylko jednej zabawie powinno być nagrodzone! Oczywiście, zależy od tego, jak dziecko współpracuje w zajęciach zorganizowanych. Jeżeli robi to prawie bezproblemowo, to dostaje nagrodę tak jak inne dzieci, za samo uczestnictwo.  Ale - uwaga- nie używaj "nagrody" jako straszaka  i szantażu !!! "Zrobisz to, to dostaniesz to i to"- takie dzieci są często za mądre by się nabrać na taki szantaż!  Mój za taki tekst by się kłócił przez pół zajęć i  rozwalał zajęcia, że on chce dostać "za tzw. NIC" ;) Inna sprawa- niektóre dzieci mogą pracować (nie mówię "bawić się", bo dla dzieci z ASD zabawa to nieco co innego niż my myślimy) tylko za nagrodę. Dobre i to. Wy tez nie   poszlibyście do pracy jakby nie dawała chociaż trochę finansowej gratyfikacji, prawda? Dlatego tak bardzo ważna jest rozmowa z rodzicem/nauczycielem wspomagającym, by ustalić,  w jaki sposób pomóc dziecku, aby współpracował w  grupie.  Bo każde dziecko inne i musimy  uzgodnić, jak pomóc TEMU dziecku, aby się w grupie odnalazło. Czasem, niestety, takie dziecko nie jest jeszcze gotowe na zajęcia grupowe- tak tez może się zdarzyć. Jest to zależne od wielu czynników i czasem potrzeba najpierw w dziecku wypracować umiejętność współpracy z jedną osobą (rodzicem i terapeutą), później z jednym dzieckiem, a na końcu w małej grupie (to etap najtrudniejszy, jak dziecko z ASD już pracuje w grupie i  przestrzega zasad- to jest SUPER!). 

Wprowadź ćwiczenia lewopółkulowe

 Wygoogluj. Stymulacja mózgu to  jeden sposób, w jaki możemy tym dzieciom pomóc. Wszystko da się przenieść na grunt angielski ;) Niestety, nie będą piszczeć z zachwytu na te ćwiczenia, więc mogą być krótkim, kilkuminutowym  maksymalnie przerywnikiem. 

Nie korzystaj z tablicy interaktywnej ani "bajek" na dvd, itp!

Dlaczego? Bo uruchamiają prawopółkulowe mechanizmy przetwarzania.  Pierwsze zalecenie  terapeutyczne każdego chyba terapeuty- wyeliminować  nowe technologie. Dziecko ma interaktować z ludźmi, rówieśnikami, a nie komputerem !! W ten sposób dzieciom szkodzimy. I nie, nie  wszystkie "fiksują" się. Prawdę powiedziawszy, mój bajek nie znosi.  Ale komputer do oglądania wentylatorów - oj pól dnia by przy tym spędził. Ale ma zakaz. 

Korzystaj z chusty animacyjnej!

Nie masz? Niech przedszkole kupi z orzeczenia. Te kilka tysięcy co dostają miesięcznie na dziecko z autyzmem  mogą chociaż raz poświęcić na chustę chyba? Wygooglujesz masę zabaw z chustą animacyjną i bardzo fajnie można je przenieść na angielskie zabawy. 

Pamiętaj o zabawach ruchowych!

To niby oczywiste w grupie przedszkolnej. Ale z ASD często idzie coś jeszcze- ADHD, dyspraksja,zaburzenia przetwarzania sensorycznego,  social anxiety, i inne takie sobie rzeczy.  Najlepiej, jeżeli to są proste ruchowe- skocz na to, przebiegnij tu, itp. . Jak wprowadzisz wierszyk z naśladowaniem i szybko następujące po sobie ruchy, mogą po prostu sobie nie poradzić.  Ale tu powinien pomóc nauczyciel wspomagający, który poprowadzi rękami dziecka i chociaż część ruchów pomoże wykonać. Jeżeli uważasz, że dziecko nie radzi sobie, a nauczyciel wspomagający mu nie pomaga lub ma za dużo dzieci w grupie- zawsze możesz zapytać rodzica, czy by nie chciał pomóc swojemu dziecku podczas zajęć. Lepsze to zdecydowanie niż olewanie tematu i prowadzenie zajęć, gdy dziecko gapi się w ścianę i do tego ogranicza się jego aktywność. Jasne, mamy wtedy tzw. "święty spokój" i dziecko przynajmniej nie przeszkadza. Ale nie o to przecież chodzi. 

Korzystaj z kart obrazkowych ,realiów itp!

 Oczywiste, prawda? No jak w nauczaniu języka obcego. Cała tajemnica polega na tym, że my  uczymy swoje dzieci języka polskiego  dokładnie w tej sam sposób jak Wy inne dzieci języka obcego :(  Nasze dzieci nie uczą się języka  naturalnie, nie "nabywają" go. Ktoś je tego nauczył, "zaprogramował" ich język- każdą koniugację, deklinację, każde słowo... Przynajmniej mówię o tych, co nie mówiły. Bo są autystycy mówiący też :)

Rozbijaj ćwiczenia na sekwencje!

Cholera, brzmi dziwnie. O co mi  chodzi-  np. chcesz, by dzieci zdjęły buty do zabawy. No takie coś mi głupie przyszło na myśl. Dziecku neurotypowemu powiesz "zdejmij buty", to je zdejmie. Autysta może całkowicie nie wiedzieć, jak to zrobić. Bo to, wbrew pozorom, skomplikowana czynność- znajdź buty (wow! ja je mam!), rozwiąż sznurówki, zdejmij, odłóż na  konkretne miejsce= 4 sekwencje !! Hoho, to dużo! Tutaj ta zdolność jest warunkowana nieco terapią i postępami na niej. Bo może się okazać, że wykona to zadanie super. Ale przetwarzanie sekwencyjne to filar terapii.  Jak to wprowadzić w życie? Zamiast powiedzieć "ściągnijcie buty"  zamienić to w krótkie, zabawowe sekwencje: "Najpierw- poszukajcie i pokażcie mi swoje buty!-O super! Marek- nie wkładaj mi ich do buzi, plzz!",  "A teraz- wszyscy ciągniemy za sznurówki! i patrzymy, jak buciki ładnie można ściągnąć!".  "A teraz wszystkie buciki odkładam.. o tam!". To takie :"slow motion" i rozbicie na sekwencje, czyli krótsze czynności, które już raczej dzieci powinny- czasem z pomocą- zdążyć zrobić. 

Nie spinaj się! To "tylko" język obcy...

O co  mi chodzi tutaj...  Pewnie mnie tutaj bardzo nie polubicie, ale uważam, że dziecko, które  NIE MÓWI  i ma jakiekolwiek podejrzenie o ASD nie powinno  uczyć się języka obcego !! (wyjątek: rodzic jest obcojęzyczny). Jakkolwiek Helen Doron gdzieś tam pisała, że przeciwwskazań nie ma, to Helen Doron pewnie nie prowadziła wiele terapii dzieci autystycznych i nie jest neurologopedą!  TO dziecko prawdopodobnie bardzo dzielnie walczy o to, aby móc się komunikować w języku ojczystym i aby go rozumieć, a tu jeszcze dodają mu nowy język... Wprowadza to chaos w jego głowie! TE specjalne dzieci mają często zaburzenia słuchu fonemowego.  Co z tego, że będzie nam zajebiście śpiewał "Go away spooky spider",  jak nie umie się komunikować we własnym języku i powiedzieć matce, że jest głodny? Tak jak wszędzie piszę- zawsze zależy to od dziecka! Ale to nie jest tak, że "wszystkim pomoże" i "na pewno nie zaszkodzi" (takie opinie często słyszałam w przedszkolach, sama swojego nie wysyłałam na zajęcia z angielskiego póki nie mówił i nie komunikował za bardzo). Ba, ja go nawet wtedy do przedszkola nie wysłałam.  Nie ma najmniejszych dowodów na to, że dziecko z ASD "nauczy się" mówić w przedszkolu, jakkolwiek by było to terapeutyczne przedszkole. Filarem terapii jest zawsze RODZIC. To z rodzicem dziecko spędza najwięcej czasu, ma dobrą relację i poczcie bezpieczeństwa- i  tylko w takich warunkach może się rozwinąć chęć do komunikacji- niekoniecznie mowy. Jest wiele metod, które pozwalają rodzicowi w domu na co dzień stymulować rozwój  i komunikajcę, np. Floortime, Early Start Denver Method, Metoda Krakowska. Wysłanie do przedszkola często skutkuje frustracją dziecka i tym, że sobie tam nie radzi i tzw. "rozwala zajęcia", "zamyka się w sobie". "izoluje". O tym pisała prof. Cieczyńska w swoich książkach.To, że nie chodzi do przedszkola, nie znaczy, że nie jest poddany terapii. Zazwyczaj rodzice słyszą, jak ich dziecko nie mówi- "dasz to przedszkola, to się rozgada". Tak, racja, w przypadku zdrowo rowzijających się dzieci, przeciętny 3-latek rozgaduje się, bo jest 3-latkiem. A dzieci z ASD nie uczą się przez naśladownictwo kolegów czy koleżanek... 

 

Rozmawiaj

O problemach i zachowaniu "dziwnym" z rodziną dziecka i nauczycielem wspomagającym. Jak przymkniesz oko np. na echolalię czy bieganie w kółko- nie pomagasz dziecku. Olewasz sprawę. Może przygotuj zajęcia z wykorzystaniem  tego, czym dziecko się interesuje? Czy wtedy uda Ci się skupić jego  uwagę i przerwać  stereotypowe zachowania? NIE WIEM. Ale przynajmniej próbowałaś! A to już dużo, naprawdę dużo :)

 Dziecko jest na orzeczeniu o kształceniu specjalnym.Co za tym idzie, powinno być specjalnie traktowane, uwzględniając jego potrzeby

W pierwszym przedszkolu moje dziecko nie mogło NIC przynosić do przedszkola. A ma bardzo silną potrzebę trzymania czegoś w ręce- bez tego się rozpada, nie może skupić, "rozwala zajęcia". I tak było, bo panie przez rok próbowały  u niego to "wygasić". Miały to na własne życzenie, bo nie potrafiły wyjść poza swoje behawioralne szkolenia, na których bardzo mądre panie uczą, że wszystkie takie zachowania należy"wygasić". W nowym -może przynosić, zawsze ma obok siebie i tego pilnuje- przestrzega zasad, jest spokojny i raczej skupiony. A wystarczyło tak niewiele i posłuchać dziecka i jego potrzeb... Inne dzieci mogą mieć inne potrzeby, wiele dzieci lepiej może się skupić, jak coś "gniecie"w rączkach- jest to ich naturalna potrzeba. Czasem musimy znaleźć klucz do dziecka i jak z nim pracować, często niestety metodą prób i błędów. Dlatego lepiej po prostu porozmawiać z rodzicem.

Wśród problemów, jakie mogą-ale nie muszą- się pojawić możesz znaleźć:

  • problemy z naśladownictwem (zaburzona praca neuronów zwierciadlanych "mirror neuron"),
  • brak  rozumienia skomplikowanych poleceń,
  • echolalia,
  • problemy z koncentracją,
  •  niemożność nawiązania  relacji z rówieśnikami,
  • niechęć do zabaw naprzemiennych (np. rzucanie piłką, gdy planszowe),  
  • utrudniony kontakt wzrokowy (paradoksalnie, jak na Ciebie nie patrzy, to  często lepiej słyszy:),
  • trudności z wcielaniem się w  role (lub idzie im to za dobrze- mój pół dnia mógł być dinozaurem, ale poza tym niczym więcej),
  • niechęć do zabaw manualnych,
  • problemy wynikające z integracji sensorycznej (np. nadwrażliwość dźwiękowa, nadwrażliwość dotykowa, itp),
  •  trudności w zabawie "w udawanie",
  • trudności z przestrzeganiem zasad w grupie.

 Ale może być tego więcej lub mniej:) No i dzieci poddane efektywnej terapii  potrafią się już bawić, współpracować, naśladować.  Chociaż są też i takie, co etap zabawy w udawanie omijają... Więc tu- jak  w autyzmie- znów reguły zbytniej nie ma.

 

 

DLACZEGO?

Dlaczego kładę taki nacisk na to, aby TE dzieci miały w wieku przedszkolnym jak najbardziej zindywidualizowaną, odpowiednią  edukację i terapię?

Nie będę pisać jeszcze raz, więc wkleję, to co napisałam w jednej grupie:

W przypadku autyzmu największy problem jest z tym, że dzieci te mają słabe połączenia zw. z neuronami zwierciadlanymi (tzw. mirror neurons) odpowiedzialnymi za naśladownictwo. Muszą, no muszą, te połączenia wzmocnić dzięki odpowiednio dobranej terapii. Bez naśladownictwa dzieci te nie będą w stanie mówić, bawić się, zachowywać społecznie. I dlatego tak bardzo ważne jest, by mieli do czynienia z rówieśnikami "zdrowymi", neurotypowymi. Izolacja- no bo jest to izolacja, jeżeli dajemy do grupy głównie autystów, nawet małej grupy- tu nie pomoże, bo od kogo ma czerpać wzorce i uczyć się naśladownictwa? Mówię o dzieciach w wieku przedszkolnym. Bo to nie jest też tak, że bez terapii się nie rozwijają  Rozwijają, ale swoją inna ścieżką rozwojową. Terapie obecnie wychodzą z założenia neuroplastyczności mózgu (brain plasticity), czyli że mózg jest najbardziej plastyczny do ok. 7 roku życia (wiek przedszkolny). Dziecko nie będzie miało drugi raz 3 lat, 4, 5, 6.. czyli okresu, kiedy jest najbardziej ważna wczesna interwencja. To od NAS, nauczycieli (oraz rodziców) zależy w dużej mierze sukces dzieci. Może nie zawsze się uda, ale przynajmniej spojrzycie w lustro i powiecie sobie, że chociaż próbowaliście.  

 

 

Z jakich założeń wychodzę?- taki ogólny mix:

- podążania za dzieckiem i "child-centred approach"

- założeń terapii  neurobiologicznej (Metoda Krakowska)

- metody Klanzy 

- metody Floortime/DIR

-neurodiversity

ps. Nie, nie ma tu podejścia ABA :), czyli potocznie zwanej "behawiorki". Obecnie popularność zyskuje nurt nerurodiversity, który jak najbardziej jest za terapią, ale podważa etyczne podstawy terapii behawioralnej. Jest o wiele więcej zarzutów względem ABA, wiele z nich jest w książce  prof. Cieszyńskiej.

 

A teraz obalę kilka powszechnych  przekonań. Dla wytłumaczenia- nie robię tego z czystej złośliwości, absolutnie nie. Robię to po to, bo wierzę, że w dzieci ZAWSZE trzeba wierzyć, że potrafią więcej. I dopiero wtedy, jak widzimy, że dziecko źle to znosi, buntuje się- dostosowujemy. Przykład z przebodźcowaniem - jeżeli  dziecko dobrze pracuje w sali z bodźcami różnymi, to czemu mamy to zmieniać? Świat jest pełen bodźców, będzie musiało sobie z nim poradzić lub wypracować strategie radzenia sobie z tym. Zamiatając problemy z ich drogi nie stymulujemy ich do rozowju, tylko wyręczamy. A świat nie będzie dla nich taki miły...

 

Jeszcze jedna uwaga. Piszecie, jak ważna jest  rutyna  u dzieci z ASD. 

Prof. Cieczyńska w jednych ze swoich książek (chyba "Wczesna diagnoza i terapia zaburzeń autystycznych") bardzo z tym polemizowała i  pisała, jak bardzo rutyna nie sprzyja rozwojowi tych dzieci. Daje im poczucie bezpieczeństwa, oczywiście. Tak jak każdemu z nas, prawda? Wiemy,co będzie następne, jak to się zaczyna. Dzieci neurotypowe też przecież lubią rutynę, szczególnie te w wieku przedszkolnym.  Ale nie dodawajmy sobie do tego jakiejś wartości terapeutycznej, bo wg prof. Cieszyńskiej jej nie ma. Te dzieci kiedyś dorosną (!!) i mają być samodzielne (to jest cel  terapii,  prawda?). To MUSZĄ nauczyć się, że nie wszystko jest rutynowe i przewidywalne :(  No niestety.  Jeżeli Wasze zajęcia się zawsze zaczynają tak samo i kończą, to fajnie, świadczy o tym, że macie jakiś schemat, plan swojego działania i zajęcia są zorganizowane z głową. Ja, pisząc plany dla swojego dziecka, zawsze zaczynam zajęcia wierszykiem - ale nie dla idei "rutyny", tylko uważam, że w ten sposób szybciej zapamiętuje.  Ale wierszyki się zmieniają, czasem są z płytą, czasem bez... W dom też nie mamy za bardzo rutyny- tak, dzień wcześniej zawsze omawiamy, co robimy następnego dnia. Faktycznie, źle reaguje jak trzeba coś spontanicznie zrobić- np. ja muszę nagle wyjść. Oj, to histeria jest. Ale- jak go poinformuję o tym dzień wcześniej, to jest ok.  Można dziecku przedstawić (lub całej grupie)- "Patrzcie, ile zabaw dla was dzisiaj przygotowałam - zaczynamy tym, tym i tym, mam dla was takie i takie zabawy, a na koniec to!". 

 

 

Zaznaczam, że to jest tylko o dzieciach w wieku przedszkolnym. To, co widzicie w szkole, to często etap świetnej lub tragicznej terapii. Lub dziecka, które samo wytworzyło swoje strategie działa i przetrwania. Zanim ocenicie dziecko i jego czyny  weźcie pod uwagę, ile ONO przeszło. Są dzieci, które nie nadążają za programem narzuconym odgórnie i zyskałyby większą pomoc w oddziałach specjalnych. To prawda. Często dzieci  z ASD są sfrustrowane i nie mają wsparcia wśród swoich rodziców, którzy sami je wyzywają i upokarzają, bo są niespełnionymi marzeniami o rodzicielstwie z neurotypowym dzieckiem. I tutaj nawet neurotypowe dziecko by się załamało, sfrustrowało i reagowało agresją, i rozwalało zajęcia. Ale są też rodzice, którzy fantastycznie walczą o poprawę nawet najmniejszego funkcjonowania dziecka i się cieszą z najmniejszych sukcesów. I je kochają bezwarunkowo. 

 

 

 

 

 

 

Write a comment

Comments: 0